O katastrofie ekologicznej na Odrze, do której doszło latem zeszłego roku powiedziano i napisano już bardzo wiele. Zdawać by się mogło, że wszystko już zostało wyjaśnione, a odpowiednie środki zaradcze zostały niemal natychmiast wprowadzone w życie.
Początek katastrofy
Wszystko zaczęło się pod koniec lipca, kiedy to w okolicach Jazu Lipki ,na pograniczu województw opolskiego i dolnośląskiego pojawiły się pierwsze sygnały o masowym śnięciu ryb w rzece. Rozpoczęły się rozpaczliwe próby ratowania tego, co przeżyło, a usuwaniem martwych ryb zajęli się głównie rozgoryczeni wędkarze, przy wsparciu rozmaitych służb. Ostatecznie, padło około 250 ton ryb, co znacząco wpłynęło na obniżenie rybostanu w rzece, a co za tym idzie odbiło się również na lokalnych biznesach.
Szukanie przyczyn
Za przyczyny katastrofy uznano zasolenie, które w połączeniu z wysoka temperaturą i niskim stanem wody spowodowało masowy rozkwit toksycznych glonów- złotych alg. Tylko szybkie, rzetelne działanie pozwoliłoby na wyjaśnienie budzących wątpliwości kwestii oraz pozwoliłoby stworzyć plan naprawczy, który zapobiegłby podobnym katastrofom w przyszłości. Niestety tak się nie stało!
Tykająca bomba
Naukowcy alarmują, że od lata ubiegłego roku nic się nie zmieniło, a powtórka koszmaru może zdarzyć się już w kwietniu. Obawy te podzielają również niemieccy naukowcy, którzy potwierdzają wysokie zasolenie rzeki. Wzrost temperatury wody do 10 stopni, spowoduje masowy rozkwit śmiercionośnych glonów, podobnie jak miało to miejsce w lipcu 2022 roku. Czasu pozostało więc naprawdę niewiele.