Poniższa historia daje wędkarzom nadzieję, że nawet jeśli zdarzy się przykry incydent z zatopieniem telefonu, to nie wszystko stracone. Wciąż jest szansa, że ktoś go odnajdzie, odda, a zdjęcia okazów wciąż będą cieszyły oczy.
Historia z życia wzięta. W 2021 roku nastolatek z Wielkiej Brytanii utopił w rzece smartfon. Po kilku próbach nieskutecznych poszukiwań odpuścił i z żalem pogodził się z utratą telefonu i danych. I w zasadzie na tym można zakończyć historię, jednak miała ona nieoczekiwany ciąg dalszy.
10 miesięcy później, niejaki Miquel Pacheco, odnalazł urządzenie podczas rodzinnej wyprawy nad rzekę. Postanowił osuszyć smartfon wykorzystując do tego celu między innymi kompresor i suszarkę do bielizny i w końcu po kilkunastu godzinach podłączył go do ładowania. Jakież było jego zdziwienie, gdy telefon „ożył” i rozpoczął procedurę ładowania baterii. Dzięki sile social mediów w pełni sprawne urządzenie wróciło do prawowitego właściciela.
Dla wędkarzy, których woda jest największą radością i żywiołem w tej historii odnajdujemy pewne pocieszenie i nadzieję. Okazuję się, że w przypadku podobnego zdarzenia nasze zdjęcia z okazami mają szansę przetrwać i to dość długo. Nawet wyjątkowo delikatna elektronika może wytrzymać dłuższy kontakt z wodą. Gwoli uzupełnienia dodamy, że smartfon przyozdobiony był w logo nadgryzionego jabłka. Czy inne urządzenia są w stanie przetrwać podobne kąpiele? Pewnie tak, ale może lepiej nie sprawdzajcie na swoich telefonach.