Zastanawiacie się nad zasadnością opłacenia karty wędkarskiej na kolejny sezon? Denerwuje was coraz bardziej zuchwałe kłusownictwo? A może irytuje bezskuteczne szukanie winnych nadodrzańskiej katastrofy? Wyobraźcie sobie, że gdzieś na niedalekiej północy istnieje alternatywna rzeczywistość, o której nasi wędkarze mogą tylko pomarzyć!
Łowił węgorze objęte ochroną!
Rzecz dzieje się w Szwecji, a afera osiągnęła już rangę skandalu wagi państwowej. Premier tego kraju Ulf Kristersson zatrudnił asystenta, który… nielegalnie łowił węgorze. Węgorz europejski objęty jest całkowitym zakazem połowu jako gatunek krytycznie zagrożony. Jak się okazało, w 2021 roku doradca premiera został przyłapany na nielegalnym odławianiu węgorzy. Stróżom prawa tłumaczył, że sprzęt służący do połowy ryb nie należy do niego. Na swoim profilu FB wyjaśniał, że ryby, które wpadły w pułapki właśnie zamierzał wypuścić. Według raportu, w czterech pułapkach znajdowało się 15 węgorzy o łącznej masie 11 kilogramów.
Kłamstwo ma krótkie… płetwy?
Opozycyjni politycy tylko czekają na podobne potknięcia swojej konkurencji i od razu rozgrzali temat do czerwoności. Wytknęli doradcy premiera kłusownictwo i okłamywanie policji. Dopiero po wybuchu skandalu ten przyznał się do winy, wezwał policję, zmienił swoje oświadczenie i został ukarany grzywną w wysokości odpowiadającej 16400 złotych. Skruszony mężczyzna wyznał, że popełnił błąd nie przyznając się do winy. Nie zmienia to faktu, że polityk jest na „cenzurowanym”, a jego przyszłość jest niepewna.
Ryba psuje się od głowy
Historia zdumiewa tym bardziej, że jak się okazuje politycy nie tylko potrafią przyznać się do winy (nie od razu oczywiście), ale nawet z pozoru błahe wydarzenia traktowane są z najwyższą powagą i zagrażają politycznej karierze. Być może sprawa nigdy nie wyszłaby na jaw, gdyby nie próba „rozkręcenia” skandalu. Cieszy jednak fakt, że przy okazji zwrócono uwagę na konieczność ochrony ryb i bez względu na to czy haniebnego czynu dopuszcza się zwykły obywatel czy osoba publiczna musi liczyć się z konsekwencjami. W tym drugim przypadku znacznie boleśniejszymi niż kara grzywny. Jaką naukę powinni wyciągnąć ze szwedzkiego skandalu nasi politycy?