W wędkarskim świecie liny są prawdziwymi zwiastunami wiosny. Ostrożne, nieco tajemnicze i wyjątkowo piękne ryby, które od zawsze rozpalały wędkarską wyobraźnię. Wiosną zaczynają aktywnie szukać pokarmu, a to najlepsza okazja, aby zmierzyć się z oliwkowozielonym „prosiaczkiem”.
Gdzie szukać lina?
Choć lin występuje powszechnie w naszych wodach, to jednak nie trafia zbyt często na haczyk. To trudny przeciwnik, który żyje w toni według własnych zasad. Ryb szukamy tam, gdzie promienie wiosennego słońca docierają najszybciej. Płytkie, pokryte osadami dennymi zatoczki, latem szczelnie pokryte grążelami i grzybieniem stanowią dla linów prawdziwy raj i suto zastawiony stół. Wprawne oko wędkarza uchwyci wydostające się na powierzchnię wody pęcherzyki gazu, świadczące o obecności ryb. Również drżące w nienaturalny sposób łodygi i liście mogą zdradzać obecność linów rozkoszujących się ślimakami zbieranymi z zanurzonych fragmentów roślinności. Dla każdego wędkarskiego ucha z pewnością bardzo przyjemnym dźwiękiem będzie charakterystyczne cmokanie. W ten sposób liny zdradzają swoją obecność zbierając pożywienie z powierzchni wody. Wiemy już gdzie znaleźć liny, czas się do nich dobrać.
Uwaga Lin! Proszę o ciszę!
Należy pamiętać o trzech podstawowych zasadach: spokój, spokój i jeszcze raz spokój. Liny to niezwykle płochliwe i ostrożne ryby. Każdy ruch wody, stuknięcie, odgłos, może zaprzepaścić szansę na sukces. Ułatwieniem może być jednak fakt, że liny raczej trzymają się swoich miejsc. Jeśli uda nam się namierzyć miejsce, czas na nęcenie. Zapomnijmy o bombardowaniu wody kulami zanęty. Te szybko ugrzęzną w miękkim dnie, a hałas przyniesie efekt odwrotny od zamierzonego. W tym przypadku warto sięgnąć po sprawdzone sposoby nęcenia tym, na co zamierzamy łowić. Kukurydza, siekane robaki, ziemniaki (zapomniana, bardzo skuteczna przynęta). Ewentualnie sprawdzi się lekka zanęta z odrobiną gliny rozpraszającej, wzbogacona o konkretne dodatki.
Wyczekać lina
Linowe ostoje, pokryte szczelnie roślinnością i wyróżniające się miękkim dnem, sugerują jedyną możliwą technikę – wędkę spławikową. Mocowany na stałe spławik i mocny zestaw. Tutaj nie ma miejsca na kompromis. Rybie nie wolno dać uciec w roślinność, a szybki hol nie wywoła nadmiernego zamieszania. Żyłka główna o średnicy 0,18 mm i o 2 oczka cieńszy przypon nie będą przesadą.
Na haczyk możemy założyć wszystko. W tej kwestii liny nie są zbyt wybredne. Począwszy od wspomnianych robaków i kukurydzy, przez ciasta, pasty, aż po ślimaki. Jeśli uda nam się wstrzelić w miejsce i czas, czekają nas magiczne chwile. Branie lina należy do wyjątkowych. To swoisty rytuał złożony z pojedynczych „puknięć”, „wożenia” spławika o kilka centymetrów, to w prawo to w lewo, przytapiania, wynurzania i wielu innych niekonwencjonalnych działań, łącznie z chwilowymi przerwami. Zacięty lin walczy wytrwale i zaskakuje pomysłowością. Jest niezwykle silny i wytrzymały. Mierząc się z takim przeciwnikiem, z pewnością docenicie jego siłę i zachwycające piękno. Ostrożnie usuńcie haczyk z mięsistego pyszczka i pożegnajcie zdobycz buziakiem. Niech wraca cały i zdrowy do swojego domu. W pełni na to zasłużył.